Kocham filmy, książki, muzykę i gry wideo pod niemal każdą postacią. Pisanie o nich daje mi wielką frajdę, mam nadzieję, że udzieli się Wam to uczucie także przy lekturze mojego bloga. Znajdziecie tu recenzje, rekomendacje i publicystykę w języku polskim i angielskim. Zachęcam do lektury i dyskusji, komentujcie śmiało, szczególnie, jeśli moje wynurzenia choć trochę przypadły Wam do gustu :-)
"Manchester by the sea", recenzja filmu.
Get link
Facebook
X
Pinterest
Email
Other Apps
Klan Affleck’ów to dla mnie prawdziwa zagadka i pasmo niespodzianek. Kiedy już myślę, że wyrobiłem sobie opinię na temat któregoś z braci, ten pojawia się w roli, która kompletnie burzy to chwilowe status quo. Ben zawsze był dla mnie człowiekiem z drewna, aktorem jednej miny, którego DAREDEVIL do dziś straszy mnie po nocach. Później przyszły jednak filmy takie jak ARGO czy GONE GIRL, prawdziwe perełki i pokaz umiejętności i (sic!) talentu. Przyznaję się bez bicia, byłem w tłumie hejterów, kiedy ogłoszono obsadę BATMAN V SUPERMAN i z niedowierzaniem pukałem w czoło na Bena w roli Mrocznego Rycerza. Swoje obelgi musiałem potem grzecznie odszczekać, jak się bowiem okazało, starszy z braci Affleck był jedynym aspektem „dzieła” Zacka Snyder’a nie wywołującym odruchu wymiotnego. Mało tego, to, w moim odczuciu, jeden z najlepszych Batmanów ever. Podobnie z Casey’em: do niedawna miałem go jedynie za „tego młodszego brata”, który poza znanym nazwiskiem ma niewiele do zaoferowania. I znów błąd! O czym bardzo dobitnie świadczy obejrzany przeze mnie ostatnio MANCHESTER BY THE SEA.
Młodszy Affleck to zdecydowanie jeden z głównych powodów, dla których warto obejrzeć najnowszy film w reżyserii Kenneth’a Lonergan’a. Oscara dla najlepszego aktora nie zdziwi absolutnie nikogo, kto doświadczy tych niełatwych do strawienia stu trzydziestu siedmiu minut. Casey jest w tej roli fenomenalny: bardzo wycofany, oszczędny w środkach wyrazu, niezwykle subtelnie oddający skrajne emocje targające głównym bohaterem. Jego Lee Chandler naprawdę chwyta za serce, jest postacią niezwykle tragiczną i doświadczoną przez los. To człowiek, który popełnił w swoim życiu wiele błędów, starający się pomimo wszystko jakoś „pchać ten wózek”. Mimo swojego chwiejnego, nie stroniącego od nagłych erupcji agresji charakteru, budzi on w widzu sympatię i empatię. We mnie wzbudził na pewno i ogromna w tym zasługa młodszego Afflecka.
Choć na Casey’u światła reflektorów spoczywają najdłużej to cała obsada zasługuje na oklaski na stojąco. Wymienię tu na pewno Michelle Williams w roli ex małżonki protagonisty, która mimo krótkiego czasu ekranowego wyraźnie zaznaczyła swoją obecność oraz Lucasa Hedgesa, młodego chłopaka przyćmiewającego miejscami swoich o wiele bardziej doświadczonych kolegów po fachu. Reżyser prowadzi aktorów naprawdę po mistrzowsku, ucinając wszelkie tanie efekciarstwo, nie uciekając do patosu czy przesadzonej dramaturgii. Tu nie ma szokowania drastycznością czy dosadnością, nie ma wulgaryzmów, scen przemocy czy okrucieństwa. Tak, wydarzenia na ekranie są przerażające i z gatunku super heavyweight, ale styl ich zobrazowania jest niezwykle wysmakowany i stonowany. Lonergan, co niestety w kinie coraz rzadsze, szanuje swojego widza i ufa w jego inteligencję. Nie wszystko jest tu wypisane tłustą czcionką i pogrubione. Wiele scen czy wątków jest jedynie naszkicowanych, każąc samodzielnie dopasowywać do siebie elementy układanki.
O fabule, jak zwykle, powiem niewiele. Opowieść mężczyzny po przejściach wezwanego przez osobiste sprawy w dawno porzucone rodzinne strony ucierpiałaby dość mocno, gdybym zdradził o słowo za dużo. Napomknę jedynie, że to historia kameralna i przejmująca, pełna postaci z krwi i kości, żadnych papierowych herosów czy bad guy’ów. Całość bardzo wciąga i angażuje emocjonalnie. Targa widzem na wszystkie strony, ściska za gardło i twardo daje odczuć ciężar opowieści.
Wizualia idą w parze z nastrojem wydarzeń, nie ma tu więc miejsca na lasery, wybuchy i loty na twarz w slow motion. Środki wyrazu pozostają oszczędne choć nie pozbawione poetyckiego sznytu. Królują tu zimne barwy i spokojny montaż, dający aktorom dużo czasu na odegranie całego swojego repertuaru. Ujęcia są więc długie, trochę senne i melancholijne. W sukurs warstwie wideo idzie również muzyka, pięknie dopełniająca tę niezwykle dopieszczoną koherentną całość.
MANCHESTER BY THE SEA to film absolutnie godzien polecenia. To dzieło stawiające mnóstwo trudnych pytań, wiele z których nawet najtęższe umysły muszą pozostawić bez odpowiedzi. To film pełen gorzkiej refleksji i głębokiej zadumy nad rzeczami dotykającymi nas wszystkich. To świetnie napisana historia w której każdy przejrzy się na swój sposób. Nie jest to na pewno obraz lekki, okraszony jedynie gdzieniegdzie drobnymi akcentami humorystycznymi czy momentami nastrajającymi optymistycznie. Jest ciężko. Bardzo. Niech to jednak nie odstraszy nikogo od wybrania się do kina bądź upolowania go na BR / DVD. Absolutnie warto. Krótko mówiąc: polecam.
Każdy intensywnie interesujący się grami wideo człowiek z peselem zaczynającym się na 8, 7, i starszy na pewne tego doświadczył wielokrotnie. "Grasz w gry? Ale to z dzieckiem, tak? Nie? Aha. < uśmiech politowania >", tudzież: "No nie rozumiem jak można siedzieć tak i się gapić w ten ekran tyle czasu. Dobra, idę obejrzeć Pytanie na śniadanie (hint: czas trwania = trzy i pół godziny)." Zastanawialiście się, skąd to się bierze? Dlaczego społecznie akceptowane jest dla faceta hobby typu piłka nożna, motoryzacja, od jakiegoś czasu modnie jest walnąć fotkę z medalem z biegu miejskiego, ale już z gier to trzeba w pewnym momencie "wyrosnąć". Chyba gdybym mówił, że pasjonuję się branżą porno zobaczyłbym mniej zakłopotania i uciekania wzrokiem po ratunek, niż teraz, kiedy przyznaję się do bycia gamerem. I stąd ten tekst. Trochę w obronie NAS, starych, co grają, trochę w celu wytłumaczenia gamingowym mugolom, czemu to tym Mario można skakać od 30 lat i ...
Wiecie jak to jest, kiedy macie rozpoczętych kilka seriali, listę filmów "must watch" pękającą w szwach i obiecujecie sobie, że "nie, nie zacznę oglądać nic nowego, choćby nie wiem co, najpierw muszę skończyć co zacząłem!" ? Ja to znam doskonale, guilty as charged. Co zrobić w takiej sytuacji? Grzecznie nadrobić cały backlog, tytuł po tytule wyczyścić zalegającą kupkę wstydu? W moim przypadku: oczywiście zacząć nowy serial ! 😏 Tym razem tą świeżynką był kapitalny "THE BOYS" od Amazona. Powiem od razu, że nie żałuję tej decyzji ani odrobinę. Bazą dla omawianego serialu jest komiks Gartha Ennisa (scenariusz) i Daricka Robertsona (rysunki), który ukazywał się w USA w latach 2006 - 2012. Łącznie wyszły 72 zeszyty. Przyznam bez bicia, że nie slyszałem wcześniej o wersji komiksowej Chłopaków, jednak po seansie jestem zachęcony, żeby materiał źródłowy również sobie przyswoić. Wszystko dzięki pysznej adaptacji Amazona, którą pokrótce Wam za...
Jestem dużym fanem Batmana . Rozpocznę od takiego wyznania, żeby nie było wątpliwości co do punktu wyjścia tego tekstu. Nie jestem może jakimś maniakiem, nie mam posągu 1:1, całych półek komiksów ani kostiumu do cosplaya. Ale... Posiadam skórzaną kurtkę z logo nietoperza, trampki, t-shirty, parę gier wideo, no i kolekcję Batman: The Animated Series na Blu Rayu. Jedną ze swoich lekcji angielskiego przygotowałem wokół Batsy'ego. Oceńcie sami, jak głeboki jest mój fiś ;) W tekście, który właśnie czytacie, skupię się głównie na wspomnianym serialu animowanym, ale nadgryzę też nieco fenomen postaci Mrocznego Rycerza w ogóle. Zapraszam serdecznie do lektury! Nawet Batman czasem potrzebuje cappucino ;) Globalny legendarny status człowieka nietoperza to sprawa niepodważalna i oczywista. To zdecydowanie najbardziej rozpoznawalny i popularny superbohater. Fani Avengersów, Spider-Mana i Marvela w ogóle, możecie płakać ile chcecie ale tak właśnie jest. Batma...
Comments
Post a Comment