"Max Payne 3", recenzja gry


Z niedogolonym, wiecznie skacowanym nowojorskim gliną Maxem Paynem zetknąłem się już w roku 2001, przy okazji pierwszej części, stworzonej przez Remedy Entertainment. Grę fińskiego studia darzę ogromnym sentymentem, był to bowiem jeden z pierwszych pecetowych tytułów, w który naprawdę wsiąkłem, który pokazał mi, że kombo myszka plus klawierka i monitor może być równie miodne i immersywne co pad, konsola i telewizor. Seria ta ma ponadto zawsze specjalne miejsce w moim sercu z osobistych powodów: przedzieranie się przez hordy oprychów lecąc na ryj w bullet time i zachwyt klimatem noir to jedno z moich ulubionych gamingowych wspomnień ever. Do dziś często rezonują mi w głowie ulubione cytaty Maksia. “They were all dead. The final gunshot was an exclamation mark on everything that had led to this point. I released my finger from the trigger, and it was over.” (Po więcej zapraszam na http://www.imdb.com/title/tt0291337/quotes).

Zarówno pierwsza jak i druga część przygód “faceta, który nie ma nic do stracenia” to zacne, choć jak na dzisiejsze standardy nieco już leciwe tytuły. Pomimo, że są absolutnie grywalne choćby dziś, broniąc się świetną mechaniką, klimatem i atmosferą, oprawa trąci już dość mocno myszką. W tym tekście chciałbym się jednak skupić głównie na najświeższej odsłonie serii, Max Payne 3 mianowicie.

Maxa zastajemy już na początku w okolicznościach przyrody cokolwiek zaskakujących. Oto bowiem okazuje się, że nasz nie stroniący od taniej whisky protagonista zamienił wytarty skórzany płaszcz na garnitur a obskurne alejki Big Apple na pełne blichtru salony Sao Paulo. Mało tego, Max nie jest już gliną! Po traumatycznych przejściach z prequeli zrzeka się odznaki i podejmuje pracę w charakterze bodyguarda pewnego zamożnego brazylijskiego przedsiębiorcy (“I was working in a protection detail for the kind of people who need protection in a town like this”). Więcej szczegółów fabuły nie zdradzę, jest ona bowiem w MP3 naprawdę filmowa i obfitująca w niezapomniane momenty i zwroty akcji. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że produkcja Rockstar Games to swego rodzaju hybryda łącząca cechy filmu kinowego i gry wideo w jedną całość. Mamy więc wiele wstawek FMV, świetnie zagranych należałoby od razu dodać. Całość balansuje na granicy przerysowania i autoironii, świadomie żonglując motywami kina akcji i czarnego kryminału. Ex glina kładący z broni palnej pokotem setki bandytów, pościgi, eksplodujące budynki, skorumpowane służby, zgniły świat wielkich pieniędzy, brudna polityka i upadłe kobiety, wszystko to i jeszcze trochę znajdziemy w MP3.

Najważniejszą spośród wszystkich dramatis personae jest oczywiście bohater tytułowy, brawurowo odtwarzany po raz trzeci przez James McCaffrey'a. Głęboki, zachrypnięty głos i cyniczny, mroczny wydźwięk wypowiadanych kwesti świetnie współgrają z fizis Maxa, jakkolwiek by się ono nie zmieniało. Nasz milusiński jest narratorem całej opowieści, często i gęsto komentującym rozgrywające się na naszych oczach wydarzenia. A że wydarzenia owe dalekie są od sielanki, słowa padające z ust Payna to również nie Bożena Dykiel z Na Wspólnej. Gorzkie one liner'y sypią się tu jak z rękawa, piękną angielszczyzną opisując każdy detal opowieści. Osobiście jestem ogromnym fanem McCaffrey'a w swojej sygnaturowej roli, jest to dla mnie jeden z największych plusów gry. Mała próbka poniżej.
Reszta bohaterów, mimo, że nie tak charyzmatyczna, również trzyma bardzo wysoki poziom jeśli chodzi o kunszt aktorski.

Okay, wiemy już, że warstwa fabularna i gra aktorów “dają radę”, pozostaje jednak pytanie najistotniejsze w przypadku opisywanego tu medium: jak się w to gra? Ano wybornie, odpowiadam :) Pod warunkiem oczywiście, że jesteście fanami shooterów w trzeciej osobie. Zasada jest tu prosta: wchodzimy do mniejszego bądź większego pomieszczenia / ciągu pomieszczeń pełnego uzbrojonych po zęby kryminalistów i z pomocą dostępnego arsenału pozostawiamy po sobie zgliszcza i ciszę. Elementem mechaniki, który rozsławił serię Max Payne i nadał oryginalny sznyt jest tak zwany bullet time, czyli znane każdemu z Matrixa spowolnienie czasu. W skrócie: czas dla Maxia niemal się zatrzymuje, co umożliwia nam dokładne celowanie i efektowne akcje w stylu Johna Woo, kiedy to podczas jednego skoku ze szczytu schodów z wyciągniętymi przed siebie rewolwerami faszerujemy ołowiem czterech, pięciu czekających na nas na dole bad guy'ów. Tworzymy i reżyserujemy tym samym mega efekciarski film akcji, z nami w roli głównej. Strzelaniny przeplatane są również eksploracją naprawdę fantastycznie zróżnicowanych miejscówek (fawele!), zbieraniem poszlak i oczywiście filmowymi wstawkami o których wspominałem już powyżej. Gameplay jest więc dość mocno liniowy, swobody tu na lekarstwo, ale i niezwykle doszlifowany jeśli chodzi o mechanikę i całokształt doznań. I tu płynnie możemy przejść do…
…warstwy AV, bo o niej póki co nie wspomniałem ani słówka. Na początek grafika. Tu jak zawsze jest to rzecz dość względna, zależy bowiem kiedy ją oceniamy i jakie kryterium oceny zastosujemy. Jest to gra z 2012, nie spodziewajmy się więc foto realizmu czy obsługi 4K. Spodziewać się możemy natomiast pieczołowicie, niesamowicie szczegółowo i z dbałością o detale opracowanych środowisk oraz naprawdę świetnej animacji głównego bohatera. Max dynamicznie reaguje na wszystko, co dzieje się na ekranie, płynnie przechodzi z jednej akcji w drugą. Przeładowanie broni, uniki, rzuty, skoki czy inne akrobacje wyglądają bardzo, bardzo dobrze i po 4 latach od premiery. No i oczywiście bajerancki bullet time! Prawdziwa wisienka na torcie.

Było już o “V", słów może więc również kilka o “A” ;) I tu, przyznaję się z ręką na sercu, naprawdę się zaskoczyłem! O ile MP1 i 2 miały bardzo dobrą muzykę (ze świetnym i pamiętnym motywem głównym) tak utrzymane były raczej w “bezpiecznych” klimatach, jedynie ilustrujących rozgrywkę w kluczowych momentach. Max Payne 3 uraczył mnie natomiast mrocznym, perkusyjno ambientowym cudem od zespołu Health. Pulsujące rytmem utwory podkręcają i tak już niezwykle gęsty klimat, niczym bębny wojenne zagrzewają do walki podczas akcji a synthowe melodie dają wytchnienie i nastrajają do chłonięcia historii. Jako ostateczną rekomendację powiem tylko, że od dwóch miesięcy słucham OST z Maxa na Tidalu i… zakupy w Biedronce nigdy nie były tak epickie :)
Max Payne 3 to doprawdy wyśmienity kąsek dla wszystkich fanów wartkiej akcji niczym z najlepszych hollywoodzkich blockbusterów. Grę mogą również śmiało atakować entuzjaści mrocznych historii i wyśmienitego voice actingu. Opowieść jest całkiem długa (12 – 15h plus opcjonalne sekrety) i na tyle wciągająca i grywalna, że ja Maxa skończyłem dwukrotnie, rozpoczynając od razu po napisach końcowych. Zapraszam więc serdecznie na wycieczkę po fawelach i wszystkich ciemnych stronach Sao Paulo i nie tylko, w akompaniamencie broni palnej i narracji w stylu noir. Ode mnie Max dostaje piątkę z plusem i osobistą rekomendację!

Comments

Popular posts from this blog

"Anihilacja", recenzja filmu.

Batman: The Animated Series. Mój nietoperz 🦇

"Birdman", czyli arcydzieło z Batmanem pięć lat po premierze. Recenzja filmu.