Stary znowu gra, czyli dlaczego jestem dumnym dorosłym gamerem.


    Każdy intensywnie interesujący się grami wideo człowiek z peselem zaczynającym się na 8, 7, i starszy na pewne tego doświadczył wielokrotnie. "Grasz w gry? Ale to z dzieckiem, tak? Nie? Aha. <uśmiech politowania>", tudzież: "No nie rozumiem jak można siedzieć tak i się gapić w ten ekran tyle czasu. Dobra, idę obejrzeć Pytanie na śniadanie (hint: czas trwania = trzy i pół godziny)." Zastanawialiście się, skąd to się bierze? Dlaczego społecznie akceptowane jest dla faceta hobby typu piłka nożna, motoryzacja, od jakiegoś czasu modnie jest walnąć fotkę z medalem z biegu miejskiego, ale już z gier to trzeba w pewnym momencie "wyrosnąć". Chyba gdybym mówił, że pasjonuję się branżą porno zobaczyłbym mniej zakłopotania i uciekania wzrokiem po ratunek, niż teraz, kiedy przyznaję się do bycia gamerem. I stąd ten tekst. Trochę w obronie NAS, starych, co grają, trochę w celu wytłumaczenia gamingowym mugolom, czemu to tym Mario można skakać od 30 lat i "się nie nudzi".


    Wąsaty hydraulik to oczywiście tylko symbol, chociaż w moim wypadku niezwykle wymowny. Właściwie antyteza potocznego wyobrażenia herosa: krępy pan w średnim wieku, z brzuszkiem, niski i w obciachowych ogrodniczkach. Mimo tych wszystkich cech kategorycznie skreślających go z listy potencjalnych instagramowych ciasteczek, kochają go miliony (nie tylko graczy) na całym świecie, w tym niżej podpisany. Ale ja dziś nie o tym, na Mariana, jego fenomen i naszą wielką, męską miłość przyjdzie jeszcze czas ;) W tym tekście będzie bardziej o wspaniałym medium, jakim wedlug mnie są gry wideo i dlaczego darzę je z wiekiem coraz większą sympatią. W skrócie, dlaczego fajnie mi jest być blisko czterdziestoletnim gamerem i się tego nie wstydzę.

GIFy, które można usłyszeć

    Rzeczą jaką chciałbym sprzątnąć już na początku jest łatka niszowego hobby dla grupki obleśnych, zlanych nerdów pozamykanych w swoich dusznych norach zawalonych pudełkami po pizzy i puszkami energetyków z biedronki. Po pierwsze, nie jest niszowe. Rynek gier, konsol i innego sprzętu, szacowany na miliardy dolarów, jest obecnie bardziej dochodowy niż Hollywood. GTA 5, najlepiej sprzedający się "duży" tytuł w historii branży, rozeszło się do tej pory w ponad 120 milionach (sic!) egzemplarzy i zarobiło 6 miliardów dolarów. Dla porównania, Avatar Jamesa Camerona, najbardziej dochodowy pojedynczy film w historii kina, zarobił 2,8 miliarda, a seria Star Wars 4 miliardy. Po drugie, grają wszyscy: młodzi i starsi, ładni i brzydcy. Nie tylko kolesie o aparycji osiedlowego żula z nadwagą skrzyżowanego z wiecznym prawiczkiem. Zresztą, co ja Wam będę kadził: oto przed Wami nerd pełną gębą na fotce poniżej. Zadeklarowany gracz i fanatyk World Of Warcraft. Tutaj podczas budowania swojego gamingowego peceta.

Henryk to facet wielu talentów
Henryk to mężczyzna wielu talentów

    Stereotyp obalony? Kontynuujmy więc. Dlaczego uważam, że gry są unikalnym, jedynym w swoim rodzaju medium rozrywki (i sztuki!), tak bardzo wartym mojego czasu? Nie ma rzecz jasna jednego li tylko osamotnionego powodu, ale w czołówce na pewno stawiałbym oryginalność i pomysłowość świata przedstawionego i bodźców płynących z jego poznawania. Spokojnie, zaraz wyjaśnię na przykładach o co mi chodzi.

    Weźmy takiego na przykład Hollow Knighta, tytuł, który przejął władanie niemal absolutne  nad moim wolnym czasem w ostatnich tygodniach. Już na etapie podstaw fabuły gra jest iście nietuzinkowa (tak! gry mają fabułę! ;)). Oto bowiem wcielamy się w rolę bezimiennego, zamaskowanego, tajemniczego, choć niepozornej postury wojownika, przemierzającego fascynujący świat spersonifikowanych insektów. Wchodzimy w interakcję pośrednią lub bezpośrednią z wszelkiej maści muchami, komarami, modliszkami, czerwiami, dżdżownicami i innego rodzaju owadami. Pełnią tu oni rolę sklepikarzy, przewodników, kowali, magów, mistrzów sztuk walki, kartografów a nawet bogów. Brzmi frapująco, prawda? Zrobi się jeszcze ciekawiej, jeśli dodam, że Hollow Knight to gra z otwartym do eksploracji światem, który tylko delikatnie daje ci sygnały dokąd w danym momencie powinieneś zmierzać. Swoboda zwiedzania i odkrywania zakamarków jest przeogromna i wręcz hipnotycznie wciągająca. Przez cały czas trwania, a jest go tutaj na dobrych kilkadziesiąt godzin, mamy co najmniej kilka ścieżek, które możemy sprawdzić, ekwipunku, który możemy zebrać lub różnych bossów, ktorych możemy pokonać. Albo może raczej spróbować pokonać, bo Hollow Knight nie należy do najłatwiejszych.

Unikalny styl wykonania Hollow Knight to jeden z wielu powodów, dla których warto zapoznać się z tym tytułem.


    Mógłbym tak kontynuować tę laurkę ku czci gry stworzonej przez Team Cherry, ale z przyzwoitości i na potrzebę pointy mojego argumentu zatrzymam się w pochwałach (serio jednak, sięgnijcie po ten tytuł: jest fantastyczny). Punktem jakiego chcę bowiem dowieść jest niesamowita oryginalność i nieprzetłumaczalność płynącego doświadczenia na żadne inne medium. Innymi słowy, Hollow Knight nie mógłby być ani książką, ani filmem, ani również utworem muzycznym, jeżeli miałby zachować całość doznań jakie oferuje. Adaptacja taka wykastrowałaby go bowiem niechybnie z pewnej części magii, którą posiada. 

"Wielkie odkrycie!", powiecie: "Innuendo" Queen też nie mogłoby być obrazem ani rzeźbą, działa jedynie jako album muzyczny, a Mona Lisa nie miałaby tego samego sensu jako film. Oczywiście, zgadzam się w zupełności, różnica jest jednak taka, że malarstwa, muzyki czy filmu nikt nie traktuje jako "straty czasu", pośledniej formy sztuki, dobrej jedynie dla pryszczatych nastolatków. Nie widzę dłużej powodu, aby działo się to w przypadku gier wideo.

God Of War (2018) to przykład genialnego game designu

    
Tak, gry to efekt i suma wielu innych dziedzin sztuki. Scenariusz i dialogi to literatura, grafika to kuzynka malarstwa i rysunku, niegrywalne przerywniki (tak zwane cutscenes) to właściwie krótkie formy filmowe, a ścieżka dźwiękowa to dzieło muzyczne. W pewnym sensie elektroniczna rozrywka to swoista hybryda, amalgamat złożony z elementów zapożyczonych od swoich starszych sióstr, uznanych muz. Możnaby rzecz: nihil novi. Jest jednak jedna składowa, która temu koktajlowi nadaje ten wspaniały, orzeźwiający i upajający smak i aromat. Sekretny składnik odróżniający wirtualne światy od pozostałej działalności artystycznej. A na imię jej gameplay.

Oprawa audiowizualna Cuphead to zachwycający hołd złożony filmom animowanym z lat 20tych i 30tych XX wieku

    Innymi słowy ujmując: interaktywność świata przedstawionego i możliwość naszej w niego ingerencji. Czyli jak mam ochotę, to Mario teraz podskoczy, a jak nie to wpadnie do lawy i zginie. Jeśli chcę to za kółkiem wirtualnego Ferrari będę drogowym piratem albo metodycznym Kubicą. Mój Geralt w Wiedźminie będzie czcigodnym bohaterem lub budzącym odrazę draniem. Od najmniejszych detali, typu dobór ekwipunku, szybkość przemieszczania się czy wybór aktualnie wypowiadanych linii dialogowych, po najważniejsze decyzje jak odebranie komuś życia bądź ocalenie go, tudzież opowiadanie się po stronie dobra bądź zła: to wszystko jest w naszych rękach! Czy nie pociąga Was ta niesamowita wolność, jaka jest Nam tu ofiarowana? Mnie fascynowała już od dzieciństwa i fascynacja ta z wiekiem się jedynie nasiliła.

Wiedźmin 3: nasz rodzimy wkład w świat elektronicznej rozrywki i prawdziwy powód do dumy.

    Fakt, że te zapierające dech w piersiach krainy przemierzam JA (bo przecież kontroluję w pełni poczynania postaci na ekranie) to jeden z najlepszych aspektów gamingu. To my jesteśmy reżyserem tego filmu, narratorem tej powieści. Ster jest w Naszych rękach. Dzięki temu każdy niemal gracz odbierze dany tytuł w inny sposób. Dla jednego gra będzie za trudna, dla innego wręcz przeciwnie. Jeden opanuje do perfekcji system walki, tworząc istny balet ciosów, kontr i uników, inny zakocha się w fabule i przeczyta każdy dostępny fragment historii. To doświadczenie bardziej subiektywne w odbiorze, a przy tym także aktywne, silniej angażujące niż chociażby seans filmowy. Wymaga od partycypującego uwagi i skupienia, pewnej dozy świadomości i immersji.

    Twórcy wirtualnych arcydzieł są tego najbardziej świadomi i potrafią używać gameplayu jako genialnego narzędzia, na równi z wirtuozami innych dziedzin sztuki. Za pierwszy przykład niech posłuży mi Celeste, niezależny tytuł wyprodukowany przez dosłownie garstkę zdolnych ludzi. Ta z pozoru prosta w założeniu gra platformowa odsłania przed nami ogromną głębię przekazu jeśli zechcemy tylko zajrzeć do jej wnętrza. Okaże się oto, że trudy wspinaczki na pełną niebezpieczeństw górę, pokonywanie piętrzących się przed nami trudności, wielokrotne odbijanie od ściany naszych własnych porażek, to nic innego jak metafora prawdziwych życiowych zmagań. Takich, które są i naszym udziałem. Przez dużą część rozgrywki głównym antagonistą wydaje się tu być nasze mroczne alter ego, bliźniacza nam postać, zwichrowana i reprezentująca ciemną część naszego ja. Konfrontacja ze swoimi, w ten symboliczny sposób przedstawionymi, lękami to katartyczne niemal doświadczenie, zdecydowanie przełamujące granice medium.

Celeste to wielokrotnie nominowana i nagradzana perełka, za niepozorną fasadą kryjąca olbrzymią głębię przekazu

    Moje rozważania poprę może jeszcze jednym znamienitym przykładem, tym razem z gatunku tych "wielkich". To jedna z produkcji, za którą stoją setki ludzi, pracujących całymi latami w pocie czoła. W slangu mówimy na nie AAA ("triple A"), co oznacza branżowy odpowiednik hollywoodzkiego blockbustera. The Legend Of Zelda: Breath Of The Wild jest jedną z najbardziej uznanych i najwyżej ocenionych gier w historii. Wydany w 2017 roku przez moje ukochane Nintendo tytuł to istny gigant, niezależnie od aspektu, któremu chcemy się przyjrzeć. Świat oddany nam do eksploracji wprost tętni życiem, posiada własną florę i faunę, skomplikowaną geografię i mieszkańców, z którymi możemy rozmawiać, walczyć, pomagać im bądź całkowicie zignorować. Elementem, który wysuwa się w Zeldzie na pierwszy plan, jest wolność, jaką ofiarowali nam tu twórcy. To rzecz praktycznie bez precedensu, prawdziwa kwintesencja zjawiska, o którym wspominam w akapitach powyżej. Z grubsza wygląda to tak, że już od pierwszych minut możemy skierować swoje kroki gdzie tylko nas nogi poniosą. Mozemy przemierzać rowniny, lasy, wspinać się na górskie szczyty i szybować z nich w dół, pływać w rzekach i jeziorach, odwiedzać miasta i wsie. Możemy zigmorować praktycznie główny wątek fabularny i oddać beztroskiej turystyce. Podziwiać piękne widoki, rozwiązywać łamigłówki, uczestniczyć w misjach pobocznych. Ilość opcji przyprawia wręcz o zawrót głowy. Ujmę to tak: wyobraźcie sobie świat ze swojej ulubionej książki, który możecie zwiedzać jak wam się podoba, nieskrępowani wolą autora, to wy piszecie tę historię. Możecie ją czytać w przód, skoczyć do innego rozdziału albo tomu, potem wrócić i kontynuować wedle uznania. Jeśli nie jest to coś wspaniałego i jedynego w swoim rodzaju, to już sam nie wiem, co takie jest :)

Legend Of Zelda: Breath Of The Wild: jedna z najpiękniejszych krain wykreowanych na potrzeby elektronicznej rozrywki

    
Tyle wspaniałych gier! Małych, dużych, wysokobudżetowych lewiatanów i niezależnych maluszków. Krótkich na jeden wieczór i ogromnych, na całe tygodnie. Pełnych głębi i czysto rozrywkowych. Moim skromnym zdaniem, a przyglądam się branży od blisko trzydziestu lat, żyjemy w złotej erze gamingu. Takiej ilości świetnych i różnorodnych gier nie było nam dane doświadczać nigdy wcześniej. Na przekór powszechnie panującej opinii, trudno mi znaleźć lepszy moment na przeżywanie tych wspaniałych przygód niż właśnie TERAZ. Kiedy jestem dorosłym człowiekiem, świadomym przedstawianych mi treści, opowiadanych historii, branżowej spuścizny, metafor, mrugnięć okiem czy przebijania czwartej ściany. Mówiąc krótko, rozumiem i jestem w stanie docenić serwowane mi pyszności. Nawet patrząc z bardziej pragmatycznego punktu widzenia: w odróznieniu od dzieciaków, zarabiam własne pieniądze i mogę przeznaczyć na swoje ukochane hobby ile mi się tylko podoba. Gorzej jest tylko z wolnym czasem, ale to już temat na inny artykuł :)

Rayman Legends zachwyca do dziś wspaniałą, rysowaną grafiką i humorem.

    Jeśli po lekturze tego tekstu nieco przychylniej spojrzycie na świat gier i ludzi się nim pasjonujących, to już będzie dla mnie sukces, prawdziwe "wygranko" (jak mawia Klocuch).  Nasze hobby to pełnokrwista pasja, wielopłaszczyznowa i zróżnicowana. Można w jej obrębie, w zależności od intensywności konika, spełniać się jako streamer, blogger, e-sportowiec, recenzent a nawet cosplayer. Można grać casualowo, na niskim poziomie trudności, bez większego zaangażowania, albo na najwyższym, w najcięższe tytuły, testujące naszą cierpliwość i umiejętności. Zwiedzanie wirtualnych światów to jeden z moich ulubionych sposobów na spędzanie wolnego czasu, zapewniający immersję i wrażenia nieporównywalne z żadną inną gałęzią sztuki czy rozrywki. Non-gamerzy, spróbujcie również: może okaże się, że ten Mario, ratujący Księżniczkę Peach od 35 lat, uwiedzie i Was?

Thank You for playing!

Comments

Popular posts from this blog

"Anihilacja", recenzja filmu.

Batman: The Animated Series. Mój nietoperz 🦇

"Birdman", czyli arcydzieło z Batmanem pięć lat po premierze. Recenzja filmu.